12.08.2017 20:16
Motocyklowy spacer po polach ;)
Ochłodziło się. Ponieważ Mężczyźni (Duży i Młody) remontują, stukają, wiercą (hurra! Będzie altanka! I będzie można w niej posiedzieć z lapkiem i popracować – czytaj: nolife wylezie pograć na świeżym powietrzu ;) ), doszłam do wniosku, że co tak będę siedzieć i patrzeć jak im idzie robota. Nadzorcy nie potrzebują, a że do przygotowania kolacji (uaktywnia mi się czasami gen kury domowej) jeszcze sporo czasu, to można się gdzieś przejechać.
- To ja skoczę po produkty na kolację! - oznajmiłam i
popędziłam po Kłopotka. Szybko popędziłam, zanim komukolwiek
przyszłoby do głowy powiedzieć: weź no przytrzymaj deskę, czy
podaj śruby, gwoździe itp.
Standardowo jeden market, drugi,
oddalone od siebie i drogą dookoła, bo... ostatnio naprawili tam
asfalt i fajnie się jedzie :D. Do tego sobota, kierowców
mało, to i cała ulica moja :D Brum, brum :D Czasami zastanawiam
się dlaczego uparcie zasuwam do marketu niby niemieckiego, a w
barwach polskich, mimo że każdorazowo po wyjściu z niego ciśnie
mi się na usta słowo na K. Może dlatego, że daleko jest, a ja
lubię pojeździć. Bo na pewno przyczyną nie jest stanie w kolejce
do kasy dłużej niż ich rzekome pięć minut (skubańce nie chcą
oddawać moich 5zł! Ich zegary odmierzają inaczej czas), ani
łażenie do informacji po zwrot forsy z powodu niezgodności kwot z
tym co na cenówce na półce, a tym co wyskakuje pani
na kasie (tu przynajmniej oddają), ani odnoszenie tam
produktów po terminie (ufff, wymienią. A gdzie moje
kolejne 5 zł? Jak się człowiek nie upomni, to nie dobrowolnie nie
dadzą). Tak, że ewidentnie chodzi tutaj o pojeżdżenie
:)
Ogarnęłam zakupy w miarę sprawnie, nie to co ostatnio, gdy
pojechałam wieczorem i gdy pozamykali wszystkie kasy obsługiwane
przez kasjerki, pozostawiając tylko te samoobsługowe...
Masakra... Przynajmniej dla mnie, kogoś, kto ledwo ledwo ogarnia
bankomaty, nowinki techniczne, a GPS trzyma w szufladzie, bo
prędzej znajdzie drogę pytając ludzi, niż ogarnie jak toto
uruchomić.
Na szczęście – nie moje, tylko
pracowników marketu, bo inaczej siedzieliby tam do rana.
Mnie się specjalnie nie spieszyło ;) – przy samoobsługowych
kasach była miła pani, która podpowiedziała co i jak.
Skasowałam zakupy, zapłaciłam i pakując je do plecaka olałam
gadający automat, który natrętnie przypominał mi, że
postawiłam na taśmie (czy co to tam jest) produkt, który
coś tam coś tam, bodajże nie pasuje do asortymentu sklepu. Se
pogadaj. Niby gdzie mam postawić plecak (czy torbę, czy
reklamówkę), do którego wkładam zakupy, skoro nie
zamontowaliście tam żadnej półeczki?
No, ale dobra. Tym razem ogarnęłam co trzeba,
podrzuciłam kolację w częściach do domu i doszłam do wniosku, że
mam jeszcze ochotę na przejażdżkę. Jakby nie było przy altance
wciąż trwały prace :D
Aparat, moto, gaz... i tyle mnie
Mężczyźni widzieli :D
Pojeździłam po okolicy. A, że okolica
piękna, polna, zielona, i aż prosi się o polatanie po niej z
aparatem, to kilka ślicznych fotek przybyło. :) Muszę obczaić
jakiś sposób na robienie zdjęć z motocykla. Bo to złażenie
za każdym razem, zdejmowanie kasku, rękawic, szukanie w plecaku
aparatu, jest odrobinę nieporęczne. Dzisiaj umknął mi zajączek!
Zatrzymałam się, podskoczył w stronę moto, stanął słupka,
popatrzył, postawił uszy, po czym szybciutko odkicał w pola. A
gdybym miała aparat pod ręką, byłoby śliczne zdjęcie zająca
gapiącego się na moto. Może zdążyłabym zrobić :)
Komentarze : 2
Zdjęć jest znacznie więcej, ale jeszcze nie ogarnęłam galerii i nie umiem wstawić.
To wieża kościoła, słychać z niej bicie dzwonów :), roznosi się po wsi :)
Fajne zdjecia oddające porę dnia i klimat tamtego miejsca. Na jednym z nich widac wieże chyba kościelną, która z kolei wpisana jest w prawie każdy pejzaż odległych, polskich miast.
U mnie sa ich aż dwie, a z jednej słychać nawet bicie dzwonów, czy raczej nagrania ich dzwieku, będąc gdzieś daleko w polach.
Takie widoki uspokajają
Pozdro