01.08.2017 19:57
Upały. ach upały
Za oknem upał, skwar, gorąc, żar leje się z nieba. Nieba błękitnego, pozbawionego najmniejszego chociażby śladu śnieżnobiałego obłoczka. Co można robić w taką pogodę? Odpowiedź wydaje się prosta: leżeć w cieniu, nad brzegiem rozkosznie szumiącej wody, popijać soki, wcinać lody i na przykład czytać książkę (rozwiązywać krzyżówki, haftować, marzyć, robić na drutach, kolorować obrazki itp). Można też siedzieć w basenie i napawać się miłą chwilą ochłodzenia. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się również bliższe zapoznanie z kriokomorą, ewentualnie lodówką. Z tylu dostępnych opcji, a zapewne byłoby ich więcej, gdyby dłużej się zastanowić, nie wybrałam żadnej. Bo jak mus to mus i trzeba jechać pozałatwiać to, co ma być załatwione.
O
poranku, z trudem wcisnąwszy się w moje ubranie na moto –
czyli nieśmiertelne dżinsy i skórzaną kurtkę, plus rzecz
jasna pozostałe akcesoria typu kask, rękawice, ochraniacze
– wyprowadziłam Kłopotka z garażu i wyruszyłam w drogę, ku
spotkaniu z urzędami, druczkami i nie tylko. Koło południa ciuchy
zaczęły przyklejać mi się do skóry. Korzystałam z każdej
nadarzającej się okazji by zdjąć kurtkę i nieco odpocząć.
Najlepiej przy marketowych lodówkach ;) Co jak co, ale w
saunie długo nie da się wytrzymać. Pocieszałam się jednak myślą,
że owa sauna być może przyspieszy spalanie zbędnego tłuszczyku. A
przynajmniej jego wytapianie ;)
Z nieukrywaną zazdrością spoglądałam na ludzi
zasuwających na jednośladach, ubranych w przewiewne ciuchy. O
raju! Jak w tamtej chwili zazdrościłam im tego powiewu wiatru
chłodzącego rozgrzane ciało, to wiem tylko ja. Wciąż jednak nie
mam na tyle odwagi by pozbyć się ciuchów motocyklowych i
beztrosko zasuwać ulicami.
Małym pocieszeniem był fakt, że niedługo do mojej samotnej
i spoconej osoby miała dołączyć latorośl. Skubana chciała włożyć
cieńszą kurtkę, ale wrednie na to nie pozwoliłam. Jakby nie było
miałam ją zabrać na plecak, a nie wybaczyłabym sobie, gdyby tak
przypadkiem moto wywaliło się z nami na pokładzie, a Młodej coś
by się stało.
A mogło być różnie, jako, że była to
pierwsza jazda z pasażerem na Kłopotku. Viking mocniejszy,
większy, nie sprawia mu wielkiej różnicy dodatkowe
obciążenie. Jednak Kłopotek...
No cóż... mniejszy, delikatniejszy, aż
biedaczek ugiął się pod nami dwoma. Znaczy się ja odczułam
wyraźne obniżenie tyłu. Jako, że Młoda zalicza się do gatunku
zgrabnych, szczupłych nastolatek, brutalnie dotarło do mnie, że
wypadałoby zmniejszyć swoją wagę. Najlepiej tak o jakieś
kilkanaście kilo ;) Dobra, żartuję. Uznajmy, że po prostu plecak,
który Młoda musiała założyć na plecy ważył tak dużo, że...
no, że Kłopotkowi zmiękły koła ;)
Z wrażenia zgasł. Jednak
niedługo potem grzecznie odpalił i pojechałyśmy. Początkowo
obawiałam się, że nas nie uciągnie. Okazało się jednak, że dał
radę, a nawet fajnie skręcał.
Niemniej z ulgą dowiedziałam
się, że końcowy etap wspólnej jazdy odbędziemy na auto i
moto. Kłopotek od razu odżył! :)
No
i to mógłby być już koniec tego dnia, bo przede mną
pozostała tylko droga powrotna do domu. Z radością myślałam o
chwili, w której pozbędę się ciuchów, wskoczę do
wanny i odpocznę. Jakby nie było, kilka godzin jazdy w saunie
robi swoje i człowiek ma dosyć.
Młodzież odjechała, ja
ubierałam już kurtkę, gdy wpadło mi w oczy, że Kłopotek jakoś
dziwnie stoi. E tam... machnęłam ręką. Jeszcze tylko kask,
rękawice i można jechać. Gdy włożyłam rękawice i zamierzałam
odblokować kierownicę Kłopotka, ten niespodziewanie zaczął
odsuwać się od mojej dłoni. Ej no stary... serio? Weź nie
uciekaj!
Nie
posłuchał! Powolnym ruchem osunął się na prawą stronę... Tak
bardzo osunął, że zetknął się z asfaltem... Charakterystyczny
stuk uświadomił mi, że za chwilę będę kombinować skąd wziąć nowe
lusterka... Stałam tam poubierana, gotowa do jazdy, spocona,
umęczona sauną, marząc jedynie o powrocie do domu, a tu... zonk.
Odechciało mi się wszystkiego, a do tego coraz mocniej zaczynała
mnie boleć głowa.
Na szczęście, ku mojemu zaskoczeniu,
lusterka były całe. Klamka hamulca też. Kłopotek wsparł się na
sakwach i zablokowanej kierownicy.
Co w takiej sytuacji robi osoba
jeżdżąca na motocyklu? Ano podnosi moto. Co zrobiłam ja?
Rozejrzałam się wokoło, po czym... próbowałam podnieść
Kłopotka szarpiąc za zablokowaną kierownicę... Udało mi się nawet
podciągnąć go trochę w górę, no ale cóż... trzeba
było odpuścić. Widząc wyciekające z wężyka paliwo, wiedziałam
już co będzie. Zalana świeca, czyli najmarniej dodatkowe
półgodziny stania w upale. Ewentualnie wykręcenie jej,
wysuszenie.
Pojawił
się młody pan, który zaczął mnie instruować jak podnosi
się moto. Swoje wywody poparł pokazem praktycznym i już po chwili
Kłopotek stał tak jak powinien stać.
Cóż... stać
mnie było jedynie na: wiem, wiem, jak się podnosi moto, naprawdę
to wiem i pełne wdzięczności – dziękuję.
Pan
popatrzył na mnie jak na ostatnią sierotę, której ktoś
kupił dwa kółka, a ona nie potrafi sobie z nimi poradzić.
W sumie nie dziwię mu się. Kłopotek leciutki i trzeba było być w
tamtej chwili mną, żeby go nie postawić.
Pozostało osuszyć świece,
odpalić sprzęt i wrócić do domu. Udało się i jakiś
kwadrans później pomykałam już drogą powrotną. Nawet
zrobiłam małe zakupy – ach te ukochane w taką pogodę,
lodówki w marketach. Człowiek stałby przy nich i stał ;)
Podsumowując:
Kłopotek zaliczył pierwszą
glebę parkingową. Widać w garażu Viking mu co nieco opowiadał i
może pozazdrościł ;)
Na drugi raz uważniej będę patrzeć
gdzie parkuję. Miękki, gorący od słońca asfalt bywa zdradliwie
niestabilny.
Do wożenia dwóch osób, słabe
moto niezbyt się nadaje. Przynajmniej w moim odczuciu, bo
przecież ludzie na skuterach jeżdżą we dwoje... czyli jednak się
da.
Darmowa sauna nie powoduje, że chudnie się w oczach.
Czyli jednak trzeba będzie polegać na ćwiczeniach ;)
Zdecydowanie należy ograniczyć jazdę podczas upałów. W
drodze powrotnej zaczęło mi się wyłączać myślenie. Do tego boląca
głowa, lejący się pot, przywierające do rozgrzanego ciała ubranie
– totalnie minusowy komfort jazdy no i zwiększone ryzyko
nie zauważenia czegoś na drodze, co zauważyć się powinno.
- O, zombie wróciło – oznajmił
radośnie syn, gdy zdjęłam kask. Nie ma to jak kochające dziecko
;)